czwartek, 26 września 2013

MS MR - Secondhand Rapture

Są znakiem naszych czasów. Pokazali, że karierę można zrobić przez mikrobloga. Mowa o hipsterskim duecie z Nowego Jorku – MS MR, który w tym roku wydał swój debiutancki album. 

Wiemy o nich niewiele, ale nie trudno jest się domyślić, że mamy do czynienia z damsko – męskim kolektywem - Lizzy Plapinger (MS) wokalistki i Max’a Hershenow’a (MR) odpowiedzialnego za muzykę. Ich piosenki znalazły się w ścieżce dźwiękowej serialu Pretty Little Liars i Grey’s Anathomy, a utwór Bones można usłyszeć w trailerze promującym trzeci sezon Gry o tron. Muzyka MS MR w odniesieniu do swoich ‘korzeni’, doczekała się określenia pokroju thumblr popu.

Jednak to, co serwuje nam amerykański duet to nic innego, jak dobrze skrojony indie – pop. MS MR balansują pomiędzy stylistyką elektroniki lat osiemdziesiątych, jednocześnie czerpiąc garściami z mody na vintage. Słuchając Secondhand Rapture trudno odeprzeć skojarzenie brzmienia z Florence and The Machine, do której MS MR są sukcesywnie porównani. Wyraźnie słychać charakterystyczne, niemal transowe rytmy bębnów, partie fortepianu i smyczków, które tłumaczą już nie tylko podobieństwo do Florence Welch, ale wykorzystanie ich nagrania do wymienionej wcześniej Gry o tron, nakręconej na podstawie książki fantasy autorstwa G.R.R Martina. 

Na debiutanckim krążku znalazły się cztery utwory, które można było usłyszeć wcześniej na EPce Candy Bar Creep Show. Słuchając Secondhand Rapture odnosi się wrażenie, że jest on za bardzo… ‘secondhand’. To co zaserwowali MS MR już niejednokrotnie gdzieś było podane. Jeśli mieliby startować na podboje list najlepszych albumów 2013, to odpadają w przedbiegach. Jednak ten amerykański duet ma niesamowitą zdolność tworzenia ckliwych, melodyjnych, trochę infantylnych, ale jednak uroczych pioseneczek, które zagnieżdżają się w pamięci i nim się zorientujemy (stety, niestety) bezwiednie je nucimy…
 

sobota, 21 września 2013

BLUE JASMINE | recenzja

Woody Allen w filmie „Blue Jasmine” wrócił do rodzimej Ameryki kończąc z filmowymi pocztówkami z Europy. Jednocześnie stworzył jeden z najsmutniejszych filmów w swojej karierze.

Głowna bohaterka -  Jasmine to przyzwyczajona do luksusowego życia utrzymanka męża. Pewnego dnia traci wszystko. Jej życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Zmuszona sytuacją, zwraca się o pomoc do przyrodniej siostry z którą nie utrzymywała kontaktu, aż do obecnych życiowych zawirowań. Wprowadza się do jej mało gustownego mieszkania w San Francisco, gdzie stara się zacząć nowe życie. Nie stroniąca od alkoholu i środków uspokajających Jasmine, próbuje odnaleźć się w nowej codzienności wśród klasy średniej.

Woody Allen pierwszy raz od dłuższego czasu zaskoczył. Po pierwsze, nikomu nie robi reklamy - przestał promować europejskie stolice.  Po drugie – dawno nie był tak smutny i prawdziwy. Oglądając „Blue Jasmine” mamy do czynienia nie tylko z gorzką komedią o nieporadnej damie z Nowego Jorku, ale o gubiącej wierze w złudzenia, która w efekcie doprowadza do klęski. Woody Allen wyśmiewa stereotypy bez wyjątków. Na magiel bierze nie tylko zamożnych bywalców salonów, jak również klasę średnią.

Nie można mówić o „Blue Jasmine” bez nawiązania do głównej roli. Woody Allen znany z umiłowania do wąskiej grupy aktorek, tym razem postawił na Australijkę, Cate Blachett. W zachwytach nad rolą rozbitej, pozbawionej majątku kobiety, nie ma ani odrobiny przesady. To właśnie ona rozdała karty, kreując świetną rolę odrealnionej, pociągającej z butelki elegantki neurotyczki.

Allen słynie z filmów gdzie główną rolę gra dialog i ta tendencja nie zmienia się w najnowszym filmie. Produkcja jednak znacząco różni się od poprzedników – lekkich, przyjemnych komedii, które nie koniecznie zostawiały duże pole do refleksji po seansie. Oglądając „Blue Jasmine” mamy do czynienia z sytuacją odwrotną - dramatem z domieszką typowego dla reżysera humoru,  ale też miejscem dla zastanowienia o rządzącym się materializmem świecie i wiarą w złudzenia.


Woody Allen tworząc swoje poprzednia komedie zawsze potrafił utrzymać się na jednakowym poziomie. Jeśli ktoś teraz będzie chciał powiedzieć, że „Woody Allen się kończy”, niech koniecznie obejrzy „Blue Jasmine”, który całkowicie przeczy jego spadkowej formie.   

środa, 4 września 2013

Tylko muzyka - UNSOUND bez zdjęć


Jeden z krakowskich festiwali muzyki niezależnej – UNSOUND Festival, postanowił położyć kres fotografowaniu i kręceniu filmów w trakcie koncertów, wprowadzając całkowity zakaz. 


Każdy kto choć raz był na koncercie, pewnie zna tę sytuację doskonale. Ktoś przed nami wyciąga telefon komórkowy i zaczyna nagrywać film bądź robić zdjęcia. Przywykłam, a  to drugie jestem w stanie zaakceptować. Jednak zwątpiłam, kiedy ktoś na koncercie wyciągnął, uwaga – tablet.  Pytanie: po co?
Nie wiem, jaką przyjemność czerpią filmowi amatorzy z nagrania kilkunastominutowego filmiku didżejskiego seta z festiwalu Tauron Nowa Muzyka. Napisałam kilkunastominutowego – źle powiedziane. Na tegorocznym koncercie grupy Moderat w Katowicach, pan stojąc obok mnie dzielnie nagrał chyba cały koncert. Pytanie numer dwa, jaką przyjemność niesie ponowne oglądanie koncertu na ekranie smartfona, przypuszczam, że w dość wątpliwej jakości. Pamiątka? Ja na pamiątkę zostawiam bilety.
Słowa dyrektora artystycznego festivalu UNSOUND – Mata Schulza,  wydają się  być słuszne: Chcemy skłonić publiczność do skupienia na przeżywanej chwili i uszanowania przeżyć innych.
Organizatorzy odwołali się do tendencji ciągłego dokumentowania rzeczywistości – umieszczania zdjęć w portalach społecznościowych, a filmów w sieci. Te słowa powinny skłonić nas do zastanowienia. Na dobrą sprawę, wystarczy spojrzeć na koncerty kilka lat wstecz – dało się bez nagrywania? Dało. Nie trzeba dużo, aby mieć przed sobą pole widzenia na artystę, a nie na przenośny Media Markt.
Wydałoby się, że w czasach kiedy popularne jest pojęcie slow life - idei celebrowania życia i spowalniania codzienności, powinno przenieść się to na doświadczanie chwili również na koncertach. Na razie się na to nie zapowiada, ale mam nadzieję, że UNSOUND Festival będzie pierwszym krokiem w zmianę świadomości odbierania muzyki.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...