Jeden z
krakowskich festiwali muzyki niezależnej – UNSOUND Festival, postanowił położyć
kres fotografowaniu i kręceniu filmów w trakcie koncertów, wprowadzając całkowity zakaz.
Każdy kto
choć raz był na koncercie, pewnie zna tę sytuację doskonale. Ktoś przed nami
wyciąga telefon komórkowy i zaczyna nagrywać film bądź robić zdjęcia.
Przywykłam, a to drugie jestem w stanie zaakceptować. Jednak zwątpiłam,
kiedy ktoś na koncercie wyciągnął, uwaga – tablet. Pytanie: po co?
Nie wiem,
jaką przyjemność czerpią filmowi amatorzy z nagrania kilkunastominutowego
filmiku didżejskiego seta z festiwalu Tauron Nowa Muzyka. Napisałam kilkunastominutowego – źle powiedziane. Na tegorocznym koncercie grupy Moderat w
Katowicach, pan stojąc obok mnie dzielnie nagrał chyba cały koncert. Pytanie
numer dwa, jaką przyjemność niesie ponowne oglądanie koncertu na ekranie
smartfona, przypuszczam, że w dość wątpliwej jakości. Pamiątka? Ja na pamiątkę zostawiam bilety.
Słowa
dyrektora artystycznego festivalu UNSOUND – Mata Schulza, wydają się
być słuszne: Chcemy
skłonić publiczność do skupienia na przeżywanej chwili i uszanowania
przeżyć innych.
Organizatorzy
odwołali się do tendencji ciągłego dokumentowania rzeczywistości – umieszczania
zdjęć w portalach społecznościowych, a filmów w sieci. Te słowa powinny skłonić
nas do zastanowienia. Na dobrą sprawę, wystarczy spojrzeć na koncerty kilka lat
wstecz – dało się bez nagrywania? Dało. Nie trzeba dużo, aby mieć przed sobą
pole widzenia na artystę, a nie na przenośny Media Markt.
Wydałoby się, że w czasach kiedy popularne jest pojęcie slow
life - idei celebrowania życia i spowalniania codzienności, powinno
przenieść się to na doświadczanie chwili również na koncertach. Na razie się na
to nie zapowiada, ale mam nadzieję, że UNSOUND Festival będzie pierwszym
krokiem w zmianę świadomości odbierania muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz